Karkonosze odkryłem dość późno. Po dziesięciu latach przebywania na Dolnym Śląsku. Wcześniej odkrywałem inne mikrokosmosy. Karkonosze to zawsze jednak skala makro. No ale jak już odkryłem to na dobre. Częściowo dzięki zdjęciom Nienartowicza. Częściowo dzięki nartom. Takie ośrodki jak Harrachov, Rokytnice, Spindlerovy czy Pec wywołują silniejsze bicie serca u każdego nartomaniaka. W końcu natrafiłem na swoje miejsce w tych górach. Pec pod Snezkou. Jakoś musiałem z innej strony. Choć i w Szklarskiej bywamy regularnie. W Pecu świetna knajpa Hospoda Zeleny Potok, gdzie piłem jedno z najlepszych pinotów, żywe, obłędnie truskawkowe. No i Bouda pod Snezkou, prowadzona przez Jirziego i Lenkę, Holecków. To stamtąd zwykle ruszam na skiturową wyrypę. Wina mają różnorodne, od Wachau po Armenię. Efekt podróży. Najbardziej ulubiona trasa wiedzie z Obriego przez Modry Dul w kierunku Studicni czy Lucni, gdzie browar. Wzdłuż tyczek oraz schronów z wojny. Nie sposób się zgubić. Pogoda zmienną jest. Dzięki temu widoków cała masa.