Francuski bon goût, wyrafinowanie, wspaniała kultura, niezwykłe wina. Francja od zawsze była symbolem tego co modne. Ludwik XIV uczynił z francuskich produktów obiekty powszechnego pożądania, które kopiowano i podrabiano, czasami skutecznie. Stały się one niekwestionowanym symbolem luksusu. Ten mit francuskiej elegancji i wyrafinowania trwa po dziś dzień. Nie inaczej jest z winami. Mimo silnej konkurencji « Nowego Świata » nadal towarzyszy nam myśl o tym, iż królem win jest szampan, a znakiem jakości château i terroir. To właśnie historia win francuskich sprawia, że są tak wyjątkowe. Wyjątkowe ponieważ picie wina to nie tylko delektowanie się jego smakiem, ale również sama świadomość tradycji winiarskich danego regionu.
Pomyślmy zatem o wspaniałym Bordeaux, czerwone, wytrawne o bogatym bukiecie i pełnym smaku. Nie ma nic wspanialszego nad kieliszek dobrego francuskiego wina z Bordeaux....
Zanim zatopimy się w doznaniach smakowych cofnijmy się kilka wieków wstecz. Początek XVII stulecia, gdańscy kupcy czekają na statki z winem. Ładunek z Bordeaux po trudach podróży dociera wreszcie do portu. Tym razem to nie woda przemienia się w wino, ale wino w ocet! XVII wieczne technologie produkcji i sposoby przechowywania, dalekie od dzisiejszych, sprawiały, że delikatne wino źle znosiło podróż morską toteż często psuło się zanim dotarło do miejsca przeznaczenia.
Aby temu zaradzić, Holendrzy, którzy zaopatrywali północną Europę we wszelkiego rodzaju towary, postanowili « ulepszyć » dzieło Francuzów. Wino, zanim znalazło się w Gdańsku przechodziło skomplikowaną procedurę doprawiania alkoholem, dosładzania, rozcieńczania i Bóg raczy wiedzieć co jeszcze się z nim działo. Ostatecznie na polskie stoły trafiało wino białe i kwaśne, które zwano winem z Francji.
W tym czasie Colbert, minister skarbu Ludwika XIV namawiał usilnie bordoskich winiarzy, aby oni sami potraktowali holenderską techniką swoje wina zanim wyślą je na daleką Północ. Nie będzie to dla nikogo niespodzianką, że winiarze z Bordeaux kategorycznie odmówili takiego świętokradztwa mimo iż sam Colbert sprowadził specjalistę z Amsterdamu, który miał zdradzić pilnie strzeżoną tajemnicę Holendrów: jak sprawić by wino przetrwało podróż i nie zmieniło się w ocet. Co jednak po tym, że wino bezpiecznie docierało do portu, kiedy nie był to napój bogów, a jedynie nizin społecznych. Takie kwaśne wino z Francji podawano jedynie służbie i najbiedniejszym. O kiepskiej sławie tegoż wina niech świadczy fakt, iż zalecano by podawać je tragarzom zwłok, łącznie z marnym piwem. Żaden szanowany gospodarz nie zaryzykowałby poczęstowania swego gościa takim trunkiem. Wino to było kwaśne, tanie i daleko było mu do sławy najpośledniejszego chociażby węgrzyna.
I jako że historia lubi się powtarzać, to przypomina mi się pewna pani, która po dyskusji o historycznej kwasowości bordosko-holenderskich specjałów stwierdziła, że jak nic to prawda. Piła ta pani wino francuskie i z głębokim żalem stwierdziła, że mam rację, paskudnie kwaśne było to wino
Comments
wein-r
Dobre, choć za krótkie... Może jeszcze kieliszeczek? Czekam na nalanie!