Piliśmy wina musujące i dobrze nam z tym było. Degustowaliśmy wina proste, dla wszystkich, dla każdego. Nie było win od Jacquesa Selossa, od Kruga, nie było rocznikowych szampanów. Nie było win dla wybranych. Były za to butelki zwyczajne i przez to proste, często solidne i uczciwe. Dla urzędnika, który zamyka okienko o szesnastej, dla studenta, który skończył semestr, z takimi sobie ocenami, dla starszej pani, której koleżanka pamiętała o jej urodzinach. Może jeszcze nie u nas, ale może, kiedyś...
Kilka uwag, moich i nie moich, często wzajemnie sprzecznych, ale...
Collet. Szampan. Delikatny, nieco mydlany, mocno pienisty, krótki dość, miękki, bardzo mocno kredowy, niezbyt przenikliwy, raczej pinot, niż chardonnay.
Geoffroy. Szampan. Rocznik bazowy 2002. Utleniona szarlotka, stare jabłko, sushi. Kwas chlebowy. Usta dobre, choć przecież pocałowałem ją w rękę, sytuacja niebezpiecznie się rozwija, ukradkowe spojrzenia, drobne gesty...
Molitor. Sekt. Haus Klosterberg. Nafta na gazie, palona guma przez Vettela, obłok spalin, pisk opon na wiejskiej drodze...
Bernard Haegelin. Cremant de Alsace. Blade, spokojne, lotne. Dużo powietrza, przestrzeni. Chłop nalewa do szklanki, patrzy w niebo, zaczyna wolno mówić...
Parigot. Cremant de Bourgogne. Bez pretensji, prosto i sympatycznie. Nic się nie dzieje w południe. Słońce rozsadza świat. Wtedy trzeba otwierać takie butelki.
Malard. Szampan. Dla mnie wino tego wieczoru. Matowe, ostrzejsze od pozostałych, bardziej wyraziste, bliskie klasyki, pisanej lata temu. Okazuje się, że french nie musi być strange, ale może...
Astrolabe. Mauzac. Muszkat, terpentyna, nieumyty zlew, woda ze stojącego stawu, ekstremiści, ale jakoś głośno nie krzyczą, nie nadymają się, jesteśmy oryginalni i co z tego... Można prosto spojrzeć im w twarz. French czasem musi być strange.
Na dokładkę było kilka win cichych. Fajne białe od Batte (Harmoge, przede wszystkim z vermentino), a właściwie żołto-pomarańczowe, mętne, robione na wiariackich papierach, bo nikt normalny przecież nie będzie tego ani produkował, ani tym bardziej pił. Podobało mi się. Czerwone od Batte (Cerico z grenache i syrah), tu już mniej emocji, niewiele zrozumiałem, karmel, ognisko, kwas z materią się nie klei, szybko pustoszeje, Givenchy śpiewa po polsku „Dziwny jest ten świat”... Potem klasyk w bardzo dobrym wydaniu czyli kabinett od Clemensa Buscha. Tu już wszystko się klei, niemiecki porządek i organizacja, ciemny miód, ciasteczkowy potwór, tylko 7,5 proc. alkoholu, a wszyscy się śmieją, poklepują po plecach, świat jest piękny... Nie dziwię się że racjonują te butelki. I wreszcie nebbiolo od Serredenari, które tak na dobrą sprawę miało być barolem i pewnie było, ale niestety okazało się korkowe i całą historię diabli wzieli. A szkoda.
I tak to jakoś się potoczyło, choć o refleksję natury bardziej ogólnej, byłoby jednak bardzo trudno.
Comments
Je goûte les étoiles!
To Kohei smakuje gwiazdy na swoim blogu Winobranie.blog.pl: Podobno szampana można pić na śniadanie, na obiad i na kolację, z jedzeniem lub bez. Pogląd ten próbowaliśmy zweryfikować na lożowym spotkaniu poświęconym winom z bąbelkami – i chyba musimy się z tym zgodzić. Brut Grand Art champagne Collet to na przykład szampan śniadaniowy. Miękki, łagodny, pełny i krągły; dobrze wybudzi ze snu. Brut champagne premier cru Malard to z kolei wino na wieczór, niekoniecznie samotny. Wyraziste, kwasowe, owocowe, harmonijne i eleganckie. Popołudniu na ganku (czy raczej balkonie) może towarzyszyć brut cremant d’alsace Bernarda Haegelina: leciutkie, pieniste, wesołe; ewentualnie – jeśli już bardzo gorąco – cremant de bourgogne rosé Parigot & Richard: poziomkowa landrynka, ale niezły kwas, życie i energia. Jeśli przypadkiem wygramy rajd samochodowy, możemy otworzyć Haus Klosterberg sekt brut riesling mosel od Markusa Molitora. Na pewno spodoba się nam zapach spalin i palonej gumy. A dla szalonych ekologów świetnie się nada Astrolabe de Cant’Alauze państwa Laurent, totalnie odjechane, pachnące lasem i grzybami, warzywniakiem i piekarnią, choć trochę zbyt mało zadziorne.
Pomiędzy bąbelki zawieruszyło się kilka win spokojnych. Prosto z Cinque Terre dwie butelki słynnego Waltera de Battè. Potężne, mocne, nadekspresyjne Harmoge 2007, po biodynamicznemu mętne i lekko utlenione, oraz mroczne, konfiturowe, karmelowe Çericò 2007, efektowne, lecz pustawe i „rozjeżdżające się”. Marienburg 1. Lage riesling mosel 2009 klasyka Clemensa Buscha to świetny bezpretensjonalny riesling, zdominowany przez słodycz i owoc, jak na Mozelę miękkie, lecz wcale nie rozlazłe. A nebbiolo d’alba 2008 Serradenari okazało się korkowe; szkoda.
Czasem ryzyko się nie spłaca. Przynajmniej nie w pełni. René Geoffroy Cuvée Empreinte brut champagne premier cru (2002) zestarzało się jednak odrobinę za bardzo. Nos wyraźnie utleniony, orzechowy, natomiast smak kojarzący się przede wszystkim z kwasem chlebowym. Wprawdzie czuć było jeszcze znamiona klasowego wina – cytrusową soczystość i elegancką strukturę – nie na tyle, by się nimi prawdziwie nacieszyć. Niemniej planujemy do tych szampanów – jeśli dorwiemy młodsze – wrócić. 70 zł za półbutelkę... cd na Winobraniu.